Nareszcie piątek! W końcu będę mógł spokojne zająć się rybkami… w sobotę powinna nadejść przesyłka z Black Molly i ośmioma Welonami … – przyjemne rozmyślania o nowej obsadzie mojego dwustulitrowego sanktuarium przerwał mi wrzask.
– Panie dyrektorze, panie dyrektorze! – charakterystyczny chropowaty skowyt, dobywał się z krtani biegnącej w moim kierunku pani Krysi, szefowej szkolnego działu obsługi.
– Co się stało? Niech pani tak nie krzyczy! Pani Krysiu błaaagam! Co się stało? – powiedziałem spokojnie, próbując odgadnąć w myślach, co tym razem wyprowadziło tak
z równowagi panią Krysię. Papier toaletowy się skończył? Odkurzacz wybuchł? Wiadra pokradli?
– Dramat!!! Dziecko porwane!!! Matka w rozpaczy!!! – grzmiała pani Krysia niczym nagłówki z poczytnego tabloidu. – Ukryty talent – pomyślałem z uznaniem.
– Które dziecko i czyja matka? O czym pani mówi? Proszę spokojnie opowiedzieć co się właściwe stało – próbowałem dociec sedna tajemniczego rzekomego dramatu, jednocześnie czując, że mój spokojny weekend w towarzystwie mieszkańców podwodnego królestwa oddala się w tempie wprost proporcjonalnym do zbliżającej się do mnie pani Krysi.
– No przecież panu dyrektorowi tłumaczę, że dziecko porwane! Dziadek przyszedł po dziecko, a chłopca nie ma! Matka łzami się zalewa! Policją straszy! Taki dramat!!! W gazetach na pewno o tym napiszą! –z wyczuwalnym podnieceniem zakończyła swój potok wrzasków przejęta pani Krysia.
– Niech pani prowadzi – powiedziałem krótko i udałem się za ciągle jeszcze wrzeszczącą tabloidowym i nagłówkami panią Krysią.
Po chwili dotarliśmy na miejsce dramatu czyli do mieszczącej się przy głównym wejściu do szkolnego budynku portierni. Rzeczywiście coś się działo. W epicentrum wydarzenia stał starszy pan podtrzymujący bladą i wystraszoną kobietę, obok której stała jeszcze bardziej blada kierowniczka świetlicy, a wokół tłoczyło się kilkoro rodziców.
– Porwano mi syna! – zawodziła kobieta.
– Jest Pani pewna? – zapytałem podchodzą. – Pani pozwoli, że się przedstawię Ryszard Rybak, dyrektor tej placówki.
– Przygodzińska. Oczywiście, że jestem! Dziadek przyszedł po Jacusia, a Jacusia nie ma! – kontynuowała kobieta zawodząc.
– Na pewno? – spytałem z niedowierzaniem, jednocześnie patrząc podejrzliwie na rzeczonego dziadka.
– Nie ma mojego Jacusia!!! Mój synek został porwany!!! – odpowiedziała kobieta przechodząc jednocześnie w spazmatyczny szloch.
Spojrzałem na starszego pana i zapytałem:
– Co się właściwie stało?
– No to było tak, jak mówi synowa. Przeszedłem wnuka odebrać, a pani na świetlicy mówi, że Jacusia dziadek już odebrał. Jak miałem odebrać, przecież dopiero przyszedłem? – powiedział zdziwiony pan Przygodziński.
– Jest pan pewien? – dopytywałem.
– Sklerozy jeszcze nie ma! – ofuknął dziadek Jacusia.
– Pani Elżbieto, kto odebrał Jacusia i o której godzinie? Proszę o szczegółowe informacje –zwróciłem się do kierowniczki świetlicy.
– Panie dyrektorze, pół godziny temu przeszedł po Jacusia z IB dziadek, więc przyprowadziłam chłopca, a potem oboje wyszli
ze szkoły – stwierdziła przerażona kierowniczka świetlicy.
– Czy nic nie wzbudziło pani podejrzeń? – dopytywałem.
– Nie! Pan powiedział, że jest dziadkiem Jacusia z 1B, więc przyprowadziłam chłopca. Malec chwycił tego pana za rękę i wyszli razem – tłumaczyła z łzami w oczach pani Elżbieta.
– Pani Elżbieto, czy to był ten pan? – zapytałem wskazując na dziadka zaginionego chłopca.
– No nie. Inny. Tamten był niższy i z siwą bródką. Ale prosił o Jacusia z 1B i przychodzi tu codziennie po wnuka – zapewniała kierowniczka.
– Najwyraźniej nie po tego, którego mu pani wydała. Ilu mamy Jacków w 1B – zapytałem, próbując rozwikłać zagadkę.
– Momencik – powiedziała Pani Elżbieta wertując nerwowo dziennik świetlic. – W 1B to jest dwóch Jacków; Andrus i Przygodziński – wyrecytowała kierowniczka świetlicy.
– Pani Elżbieto proszę wezwać policję! Następnie przyprowadzić do mojego gabinetu Jacka Andrusa, jeśli nikt go jeszcze nie odebrał. Panie Mietku proszę z resztą panów woźnych przeszukać dokładnie cały teren szkoły – poleciłem, jednocześnie szukając w telefonie numeru do działu IT, żeby prosić ich o przesłanie nagrań z monitoringu. – A państwa zapraszam do mojego gabinetu – powiedziałem w kierunku matki i dziadka zaginionego chłopca. – Pani Krysiu proszę podać pani wodę – poprosiłem patrząc na bliską omdlenia panią Przygodzińską.
Wraz z Przygodzińskimi wróciłem do gabinetu. Po chwili rozległo się pukanie i w drzwiach ukazała się przerażona twarz pani Elżbiety w towarzystwie podejrzenie zadowolonego siedmiolatka.
– Nazywasz się Jacek Andrus? – spytałem chłopca.
– Hmm…– odparł malec.
– Tak czy nie? – zapytałem, patrząc groźnie na chłopca.
– Niby tak – powiedział siedmiolatek.
– Czy dziś ktoś przyszedł odebrać cię ze szkoły? – zapytałem zupełnie nieświadomy odpowiedzi, jaką miałem zaraz usłyszeć.
– No przyszedł mój dziadek, ale ja się wtedy bawiłem i nie chciało mi się iść. Powiedziałem Jackowi Przygodzińskiemu, że jak pójdzie za mnie to mu dam Marshalla. Bo mam dwóch Marshallów, a wolałbym Rockiego. No i Jacek poszedł – odpowiedział pierwszak z rozbrajającą szczerością i już wyraźnym błyskiem w oczach.
W tej jednej chwili i w tym jednym błysku oka tego małego gagatka doświadczyłem proroczej wizji czekających mnie siedmiu niełatwych lat współtowarzyszenia w jego podstawowej edukacji i przekonania graniczącego z pewnością, że nie jest to ostatni wyczyn w szkolnej karierze tego, bądź co bądź, kreatywnego malca.
– Jakiego Marshalla? – profilaktycznie dopytałem.
– No Marshalla! Z Psiego Patrolu! – odpowiedział zuchwale Jacuś Andrus.
– No tak – odparłem.
Dalszą rozmowę przerwało wycie syren dobiegając ez dwóch policyjnych radiowozów, które właśnie podjechały pod szkolny budynek. Wysiadła z nich grupa mundurowych, jeden z nich
prowadził na smyczy psa.
– Jest i psi patrol – pomyślałam kierując się ku się policjantom.
– Dzień dobry, starszy aspirant Karpik. Mieliśmy zgłoszenie porwania dziecka – zakomunikował podchodzący do mnie funkcjonariusz. – Dowodzę tą akcją – dodał.
– Dzień dobry. Ryszard Rybak, dyrektor szkoły. Doszło do pomyłkowego odbioru dziecka. Znam już nazwisko człowiek, który prawdopodobnie odebrał ucznia, za chwilę będę miał nagrania z dzisiejszego monitoringu – zakomunikowałem policjantowi.
– Świetnie! Zatem proszę o te informacje i nagrania, a my zajmiemy się poszukiwaniami dziecka – powiedział stanowczym tomem funkcjonariusz.
I tak się stało. Niecałą godzinę później przed budynek szkolny zajechał kolejny radiowóz z którego wysiadła policjantka i… zaginiony Jacuś Przygodziński z 1B. Blada matka rzuciła się w kierunku syna, za nią truchtał równie blady dziadek zaginionego ucznia. Oboje przytulili chłopca i wyszli ze szkolnego budynku złorzecząc na bałagani zawodząc retoryczne:
– Co to za szkoła! Co to za porządki!
Zgromadzeni rodzice i personel szkoły zaczęli się powoli rozchodzić, a ciągle jeszcze blada kierowniczka świetlicy skierowała w moim kierunku potok tłumaczeń.
– Panie dyrektorze ja wszystko wyjaśnię! To nieporozumienie! Panie dyrektorze ja wszystko… – próbowała tłumaczyć zajście kierowniczka świetlicy.
– Dobrze już dobrze – uciąłem szybko odchodząc w kierunku radiowozu.
– Panie starszy aspirancie, bardzo dziękuję za szybką i skuteczną akcję – powiedziałem podchodząc do funkcjonariusza Karpika.
– To nasz obowiązek! – odparł z dumą policjant. – Gwoli wyjaśnienia, dziadek tego Jacka Andrusa przyszedł, jak co dzień po wnuka, poprosił Jacusia z 1B, ale nie podał nazwiska, na dodatek zapomniał okularów, więc kiedy przyprowadzono chłopa, który jest tego samego wzrostu, ma ten sam kolor włosów, co Jacek Przygodziński nie zauważył różnicy, a że malec, grzecznie z nim poszedł to nawet nie domyślił się, że coś może być nie tak. Pan Andrus przyprowadził nieswojego wnuka do domu, odgrzał mu zupę i włączył bajki, cały czas niczego nie podejrzewając. Malec spałaszował zupę i spokojnie oglądał telewizję. Starszy Pan pewnie zorientowałby się dopiero, kiedy po chłopca przyszliby jego rodzice. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Sugerowałbym zwiększenie kontroli w zakresie odbioru dzieci – zakończył opowieść policjant. – Ten mały cały czas powtarzał, że ma obiecanego jakiegoś Marshalla?– dziwne zamyślił się policjant. – Wie pan o co chodzi? – zapytał funkcjonariusz.
– O Psi Patrol – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Oczywiście, Psi Patrol. Mam bratanka w tym wieku, jestem wtajemniczony. No cóż do widzenia panie dyrektorze! – powiedział na odchodnym policjant i wsiadł do radiowozu.
– Do widzenia! – odpowiedziałem.
Wracając do swojego gabinetu analizowałem sytuację. Dobrze się skończyło, ale dobrze nie było. To kolejny już raz i kolejne takie zamieszanie przy odbiorze dzieci. Tyle, że tym razem trzeba było prosić policję o interwencję. Muszę położyć temu kres! Chyba nadszedł czas na telefon do przyjaciela. Basia! Muszę zadzwonić do Basi, ona na pewno mi pomoże. Basia była moją koleżanką ze studiów i dyrektorką podstawówki w sąsiednim miasteczku. Zadzwoniłem. Zafundowałem jej dramatyczną opowieść o dwóch Jacusiach z 1B, dziadku co zapomniał okularów, niby-porwaniu i Psim Patrolu.
– A do tego Covid-19, uczniowie-uchodźcy z Ukrainy i niebotyczne rachunki za prąd. Jak żyć? Basiu, jak żyć? – zapytałem, kończąc swoją tyradę dyrektorskich nieszczęść.
– Rysiek, to ty nie masz Neonek? – nieoczekiwanie zapytała Basia.
– Miałem kupić kilka sztuk, ale akurat przyjechała nowa dostawa Welonów – odparłem zdziwiony tym nagłym zainteresowaniem moim hobby, któremu Basia nie okazywała do tej pory nawet grzecznościowego zaciekawienia.
– Rysiek, mówię o systemie Neonki.pl, a nie o zawartości twojego akwarium – odparła rozbawiona. – To innowacyjne rozwiązani do obsługi szkolnych świetlic. Moja podstawówka wdrożyła je jako jedna z pierwszych w gminie! – powiedziała z dumą. – Zaraz prześlę Ci smsem telefon do firmy, która stworzyła Neonki.pl i która zajmuje się jego instalacją tego systemu – dodała
A potem przysłała sms. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem pod wskazany przez Basię numeri poprosiłem przedstawicieli firmy o spotkanie. Obiecali wpaść w poniedziałek z samego rana. No i wpadli, poopowiadali, zaprezentowali i zainteresowali. A potem przekonali mnie, czyli zaprawionego w bojach sceptyka! Okazało się bowiem, że ów innowacyjny system to nic innego jak wirtualny dziennik świetlicy w którym znajdują się wszystkie informacje dotyczące jej funkcjonowania. Logowanie dzieci, zmiana opiekuna w świetlicy, tematy zajęć, i cała procedura odbioru uczniów przez opiekunów. W jednym miejscu pełna ewidencja, aktualne upoważnienia, a wszystko to aktualizowane w czasie rzeczywistym.
Chyba najbardziej zaskoczeni byli sami rodzice kiedy dostali linki do zalogowania się na portalu i informacje, że będą sami tworzyć w nim systemowe upoważnienia i generować bezpieczne kody QR do odbioru swoich pociech. Zmiany, zmiany, zmiany. Przy wejściu do szkoły zamiast czujnej pani Krysi stanął statyw z monitorem i czytnikiem kody QR, a pani Elżbieta dostała przy tej okazji nowy komputer z którego zarządza systemem i jak podkreśla, z tego zarządzania jest bardzo dumna. System przekazuje jej informacje które dzieci są aktualnie w świetlicy, co w danym czasie robią i kto ma upoważnienia do ich odbierania.
Nawet RODO jest przestrzegane, bo systemowi wystarczy tylko imię i pierwsza litera nazwiska dziecka. Rodzice są zachwyceni. Podchodzą po prostu do czytnika i skanują swój niepowtarzalny kod QR. Dzięki temu informacja trafia do świetlicy pod czujne oko pani Elżbiety, która po otrzymaniu wiadomości wypisuje ucznia. Meldunek o tym zdarzeniu pojawia się na widocznym dla przybyłego opiekuna wyświetlaczu nad czytnikiem. Rodzic odczytuje informacje i spokojnie czeka na swoje dziecko lub dzieci, bo Neonki.pl koordynują także odbiór rodzeństwa.
Pomyśleć, że wystarczył tylko jeden właściwy innowacyjny system… i już nigdy żaden Jacuś nie zostanie odebrany przez niewłaściwego dziadka, choć zapewne pani Krysi będzie trochę tęskno za ekscytującymi pomyłkami zdarzającymi się w czasach przedneonkowych.
I nadszedł kolejny piątek. – W końcu będę mógł spokojne zająć się rybkami i podziwiać moją nową kolorową obsadę dwustulitrowego sanktuarium… a szkolna świetlica pod czujnym okiem Neonek.pl jest wreszcie bezpieczna – pomyślałem i uśmiechnąłem się zamykając dyrektorski gabinet. Wróciłem do domu, po drodze odbierając ze sklepu akwarystycznego nową przesyłkę. – Neonku, to twój nowy dom – zakomunikowałam małej rybce i wpuściłem ją do mojego wodnego świata. – Tylko Ciebie mi brakowało do pełni szczęścia – pomyślałem, patrząc na sympatycznego Neonka, który właśnie aklimatyzował się w swoim nowym domu.
POSTACIE WYSTĘPUJĄCE W OPOWIEŚCI:
Ryszard Rybak – dyrektor szkoły podstawowej
Pani Elżbieta – kierownik świetlicy
Pani Krysia – kierownik działu obsługi (sprzątaczki/woźni)
Pan Mietek – woźny
Pani Przygodzińska – matka zaginionego chłopca
Pan Przygodziński – dziadek zaginionego chłopca
Jacuś Przygodziński – zaginiony chłopiec z 1B
Jacuś Andrus – niesforny uczeń z 1B
Basia – dyrektorka szkoły podstawowej z sąsiedniego miasteczka, koleżanka Ryszarda Rybaka
Starszy aspirant Karpik – policjant dowodzący akcją poszukiwania zaginionego chłopca